piątek, 29 sierpnia 2014

Prolog

Nazywam się Brooklyn Holbrook i chodzę do liceum. Moja historia, którą wam opowiem zaczyna się pierwszego dnia szkoły. 
- Pa tato!- krzyczę wybiegając z samochodu jak zwykle spóźniona. W dłoniach przyciśnięte do piersi trzymam wypracowania na angielski i inne materiały. Plecami popycham drzwi i wchodzę do szkoły. W pośpiechu wyjmuję z tylnej kieszeni spodni kartkę z rozpiską. Sala numer 108. Okej. Biegnę po schodach na trzecie piętro i jak pies z wywieszonym językiem wbiegam do klasy. Wszystkie oczy zwrócone w moją stronę. Mmmm zajebiste uczucie. Speszona spuszczam głowę w dół i idę na swoje miejsce.


- Przepraszam.- mamroczę mijając nauczyciela.
- Panna Holbrook jak zwykle po czasie. Myślałem, że przepracowaliśmy to rok temu...- powiedział sięgając po czerwony papierek.- Po lekcjach na stołówce.- wręczył mi karteczkę.- Tylko się nie spóźnij.- dodał wturując śmiechom w klasie. Siadam na krześle i z niecierpliwieniem czekam na koniec zajęć. Wraz z dzwonkiem wybiegam z sali i biegnę do wspólnej łazienki, w której spotykam stado tapeciar.
- Brooklyn jak zwykle ubrana nie w tą epokę.- zachichotała blondyna.
- Przynajmniej nie muszę używać mikroskopu by zobaczyć swoje ubranie, które ledwo co zasłania.- odpyskowałam.
- Mogę się tak ubierać bo mojego tatę i mamę na to stać a w twoim przypadku ojciec pracuje w nieruchomościach, których nikt nie kupuje a mamusia nie żyję. W sumie nie dziwię się, sama na jej miejscu bym się zabiła gdybym miała taką rodzinę.- mówiła to wszystko z taką pewnością. Nawet jej powieka nie drgnęła. A pod moją zebrał się ocean. Wbiegłam do największej kabiny zamykając ją za sobą. W środku zobaczyłam palącego chłopaka. Roztrzęsiona spojrzałam na niego a on przyłożył palec do ust pokazując mi bym była cicho. Gdy dziewczyny wyszły podał mi coś co przypominało papierosa. Spojrzałam na to podejrzliwie.
- Pomoże ci.- powiedział a ja wzięłam od niego skręta. Zabolały mnie płuca, kaszląc wypuszczałam dym. Oddałam mu jego własność. Rzuciłam torbę na ziemię i zsunęłam się po drzwiach kabiny. Brunet kucnął przede mną i patrząc mi w oczy delikatnie się uśmiechnął. 
- Jestem Justin.- powiedział z lekką chrypką w głosie. Musiał być nowy bo nigdy go tu nie widziałam.
- Brooklyn.- słysząc moje imię uśmiechnął się delikatnie i kiwnął głową. Wstał i biorąc swój plecak z toalety podszedł do drzwi.
- Trzymaj się Brooklyn. I nie daj się tym ździrom.- jego ostatnie słowa. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że to był dopiero początek.